Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia"
Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego

Jedyne w Polsce czasopismo poświęcone zagadnieniom związanym z przemocą interpersonalną. Istnieje od 1998 roku.
Bez fajerwerków
- Szczegóły
- Krzysztof Sarzała
Niebieska Linia nr 3 / 2007
Pani Wanda żyła "od zawsze" zaplątana w koszmarny związek. W gorącym, najbardziej dusznym okresie wspólnego życia, pan-mąż potrafił wbijać sześciocalowe gwoździe w głowę pani Wandy i ryzykownie przechylać jej ciało poza krawędź okna ich mieszkania na ósmym piętrze. Kobieta nie ma wątpliwości, że kiedyś by ją wypchnął. Dzisiaj pani Wanda mieszka dalej ze swoim wrogiem, w tej samej komórce gdańskiego wieżowca. Dzieli z nim kuchnię, łazienkę, mija go codziennie w przedpokoju, słucha z niepokojem dźwięków, jakie dobiegają z jego pokoju, do którego nigdy nie wchodzi. Postronny widz byłby zapewne zaskoczony, że dwoje ludzi mieszkających pod jednym dachem może tak wrogo na siebie patrzeć, a już na pewno byłby zbulwersowany, widząc, jak pan-mąż spluwa z obrzydzeniem na podłogę, mijając żonę w drzwiach. A jednak pani Wanda jest o wiele szczęśliwsza niż kiedyś. Bo czuje się bezpieczna. Bo on tylko spluwa na jej widok. Czy nazwałbyś to sukcesem? Interwencja kryzysowa wraz z nurtem działań nazywanych przeciwdziałaniem przemocy to dziedziny dość niewdzięczne. Wprawdzie wyraźnie popularny jest "romantyzm" i "heroizm" związany z ratowaniem pokrzywdzonych, biednych i osób budzących ciepłe uczucia w dużych ilościach, zwłaszcza dzieci (np. ofiary przemocy, tym bardziej ofiary klęsk, katastrof i innych tragedii), nieudolnie zastępujący sycącą wdzięczność lub satysfakcję, ale niekoniecznie stanowi to, że sytuacja staje się normalna i zdrowa. Bo nie jest objawem normalności, niezależnie od reprezentowanego stylu pomagania, budowanie motywacji i zapału do pracy na zadęciu, poczuciu misji, heroicznym zrywie i litości. Myślę, że zła to motywacja i niebezpieczne podejście do zawodu, które wiążą się m.in. z wątpliwą odpowiedzialnością za wykonywaną usługę, kwestią nadużyć itp., z czym chyba większość czytelników się zgodzi.
Czasami zdarza się, że poczujesz przypływ satysfakcji i falę uwielbienia - też dość wątpliwej natury - gdy do twojego ośrodka wpadnie niecierpliwa ekipa telewizyjna, pragnąc nagrać komentarz do jakiejś krwistej, ekscytującej medialnie historii o przemocy, a ty przez 5 minut poczujesz się jak "gwiazdka" pop kultury (przynajmniej w oczach najbliższych). Znasz to, prawda? Poza tym zdrowa satysfakcja, a tym bardziej poczucie spełnienia i osiągnięcia sukcesu jest towarem stosunkowo deficytowym.
Nie dość, że ze swoistymi informacjami zwrotnymi mamy do czynienia najczęściej wtedy, gdy dociekliwe organa nadzoru wytkną nam pokontrolnie uchybienia, błędy i niedoskonałość, których jest zawsze mnóstwo, których nawet najświętsi nie potrafią uniknąć lub wtedy, gdy klient zalewa nas swoimi roszczeniami, pretensjami i złością, czyli w zasadzie normalnymi "stygmatami" zranienia. Do tego, mimo wysiłków, systematycznych spotkań z klientem, powtarzanych zespołów interdyscyplinarnych i setek własnych godzin poświęconych na trenowanie skutecznego pomagania, stwierdzasz w końcu: "Ratunku, to nie działa!".
Twój klient nie wydaje się bardziej szczęśliwy niż poprzednio, nie jest całkowicie wolny od cierpienia i innych dolegliwości, żyje "na pół gwizdka", ma zagmatwaną sytuację życiową, prawną i ekonomiczną, miota się pomiędzy różnymi skrajnymi stanami, a oczekiwane fajerwerki sukcesu wciąż nie następują. Spotykasz się z nim, a z każdym spotkaniem, twoja frustracja rośnie. Wreszcie stygniesz, twój zapał mija, a co gorsza zapał twojego rozmówcy też powoli się topi, wreszcie któregoś dnia klient po prostu nie przychodzi. Znika. Jego karta z czasem trafia do archiwum i ginie w masie innych tego typu teczek. W tym całym zamieszaniu człowiek staje się niewidoczny jeszcze wcześniej niż jego dokumentacja. Staje się tylko symbolem w ewidencji. Pewnie nie chcesz, żeby tak było.
Sandra nie ma domu, nie ma rodziny, nie ma nawet własnego chomika. Najbliższa osoba - wychowawca z domu dziecka - nie może zapamiętać jej imienia, bo ma blisko setkę podobnych wychowanków, dlatego najczęściej zwraca się do niej per "ty". Pragnęła ochrony przed przemocą, zyskała dziesiątkę sióstr i braci w niedoli i numer ewidencyjny w dokumentacji ośrodka. Ale nie budzi się rano z przeświadczeniem, że dziś, jak co dzień, ojciec przyjdzie do niej w nocy... Czy nazwałbyś to sukcesem? Jeśli już wiesz, że nie można liczyć na spontaniczny i niczym nieskrępowany sukces i łatwą satysfakcję w tej dziedzinie, proponuję dokonanie krótkiego usystematyzowania sytuacji (nie do końca poważnego), które warto kojarzyć z sukcesem w naszej dziedzinie. Choćby po to, żeby ponownie spojrzeć na własne dokonania zawodowe i dostrzec w nich coś, czego na co dzień, być może, nie widać.
1. Sukces jako Zmiana. Sukces w naszej pracy wiąże się ze skuteczną rekonstrukcją zdolności do dokonywania zmian w życiu. Przyglądając się swoim klientom z pewnego dystansu, dostrzeżesz zapewne, że spotkania z tobą poprzedzali latami życia w ponurej stagnacji. Życia w stanie hipnotycznego obezwładnienia, np. bezwzględnym okrucieństwem i cynizmem sprawcy, własnym strachem, złudnym komfortem przyzwyczajenia. Nasza praca to mozolne rekonstruowanie, krok po kroku, gest za gestem dawnej świetności klienta polegającej na dysponowaniu naturalną siłą i energią do dokonywania zmian.
Mały chłopiec, który kiedyś bez problemu radził sobie z kolejnymi kryzysami życiowymi (np. zmianami rozwojowymi, kolejnymi etapami kariery szkolnej, przykrościami), a który później utracił zdolności adaptacyjne, w twojej właśnie obecności stopniowo przypomina sobie dawne własne zdolności, żeby w końcu ponownie stać się mężczyzną. Kobieta, kiedyś dziewczynka, jest wciąż tą samą osobą, która kiedyś swobodnie pokonywała trudności, a dzięki tobie odzyskuje zdolność do walki i do życia w pokoju. Dla mnie sukces w pracy to magia przywracania utraconych zdolności.
2. Sukces jako Kryzys. Z kryzysem zwykle walczymy, choć niesłusznie, zdaje się. Bowiem kryzys to najczęściej niepowtarzalna szansa. Twoja interwencja bywa dla klienta bolesnym doświadczeniem. Z siłą naturalnego kataklizmu wpadasz w życie klienta i na podobieństwo fali powodziowej wymywasz z wszystkich kątów i zakamarków - szaf pełnych niewygodnych myśli, zamkniętych komnat uczuć i strychów z nawykami i zachowaniami - zalegające tam brudy i kurze. Pod wpływem twojego działania i samej twojej obecności, wszystko, co ukryte, wypływa na zewnątrz. Konfrontacja z ukrytymi demonami ma wszelkie cechy kryzysu. Jest nieoczekiwana, sprawia, że klient jest bezradny jak dziecko, wywołuje przejściowy chaos. Wiesz jednak, tak samo jak ja, że taka jest właśnie droga do celu. Bywa bolesna, cierniowa, wydaje się chaotyczna, ale wiemy, dokąd prowadzi. Mnie sukces nieodmiennie kojarzy się z dobrze sterowanym kryzysem.
3. Sukces jako Obecność. Jesteś obecny w życiu setek tysięcy ludzi doświadczających przemocy, jesteś "opiniotwórczy". Od czasu, gdy przemoc domowa ginęła w mrokach medialnej tajemnicy, minęły lata świetlne.
Można już mówić o maltretowaniu dzieci, pedofilii, nadużywaniu niepełnosprawnych, gwałtach, dyskryminacji kobiet i strasznych tajemnicach ukrytych w klaustrofobicznych blokowiskach polskich miast. To niebywałe dla tych wszystkich, którzy pamiętają jeszcze czasy, gdy przemoc była problemem propagandowo drażliwym. Sukcesem jest, że o problemie mówimy dziś językiem psychologii, pedagogiki, pracy socjalnej, a coraz rzadziej - nowomową politbiura. Profilaktyka i edukacja przemawia dziś "do mas" głosem racjonalnym, a w świadomości ofiar sama obecność społecznej edukacji jest już czynnikiem wyzwalającym. Wierzę, że uczestniczymy w mentalnej rewolcie, która skuteczniej wyeliminuje przemoc ze społeczeństwa niż indywidualne interwencje.
4. Sukces jako Bezpieczeństwo. Jeśli ktoś postrzega świat w kategoriach chaosu, walczy, żeby przetrwać, nieustannie ogląda się za siebie, z podejrzliwością zerka na napotykanych w życiu ludzi i stara się wykrzesać z siebie maksimum gotowości do potencjalnej walki, spotkanie z tobą potraktuje jak długi i błogi relaks, przerwę na odpoczynek i zebranie siły, przyczółek bezpieczeństwa. Przesadzam? Wiem. Wierzę jednak, że prawdziwym sukcesem w naszej pracy jest przyczynić się do zwiększenia subiektywnego poczucia bezpieczeństwa, mimo iż nie dysponujemy twardymi narzędziami oddziaływań, tak jak różne służby lub wymiar sprawiedliwości. Efektem są spokój i równowaga, nawet jeśli zmiany nie są rewolucyjne tylko ewolucyjne. To sukces.
5. Sukces jako Awans. Dobrze jest wspinać się po drabinie kariery. Pędzisz: z pracy do pracy, z gabinetu do ośrodka i z powrotem, po zarobek, doświadczenie, dla reklamy, i budujesz swoją karierę, stajesz się kimś innym. Paradoksalnie, łączę sukces z mozolną wspinaczką, która wprawdzie kojarzy się z niewolniczą pracą w międzynarodowych koncernach, ale wierzę też, że możliwa jest w quasi pozytywistycznej pracy socjalnej lub w rutynowej i nudnej pomocy psychologicznej. Patrzę na swoje koleżanki i kolegów w CIK-u i widzę jak ze studentów, absolwentów, wolontariuszy, żółtodziobów - wyrastają dojrzali interwenci, terapeuci, psychologowie. Potem usamodzielniają się, awansują...
6. Sukces jako Równowaga. Czuję, że osiąganie sukcesu ma jakiś związek z wewnętrzną dojrzałością. Jeśli potrafisz równoważyć własne osiągnięcia i zaangażowanie w pracę z życiem osobistym i wypoczynkiem, to dla mnie jesteś mistrzem świata. Wychodzisz z pracy i cieszysz się życiem. Wiosną, piękną kobietą, której spojrzenie skrzyżowało się z twoim na przejściu dla pieszych, psem witającym cię swoją najszczerszą radością i głupiutkim poszczekiwaniem. Gdy nie musisz zapijać chronicznego stresu zimnym piwem z lodówki i banalnymi drinkami w pubie z kolegami. Gdy nocą nie nawiedzają cię demony zmęczenia, obrazy z karty klienta lub natarczywe wizje własnych projektów, o których myślałeś przed zaśnięciem. Jesteś człowiekiem, nie tylko psychologiem. To sukces. Anna jest psychologiem szkolnym. Właściwie nigdy wyraźnie nie usłyszała, że jest dobrym psychologiem, mimo że nie pracuje od dzisiaj. W jej szkole nagrody przyznawane są rutynowo i nieuchronnie, tak jak gdzie indziej pobierane są podatki. Ma szanse doczekać do emerytury w spokoju i taką nadzieję. Nikt, nigdy by o niej nie usłyszał, gdyby nie fakt, że tylko do pani Anny zgłosili się uczniowie z jej liceum, prosząc w zaufaniu o ratunek przed nauczycielem, który od lat molestuje swoich uczniów. Czy nazwałbyś to sukcesem?
Krzysztof Sarzała - pedagog, Centrum Interwencji Kryzysowej PCK w Gdańsku, przewodniczący Rady ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie przy PARPA.