ZBRODNIA Z KUCHNIĄ W TLE
Aktualności
O tym, że są ofiarami dowiadują się dopiero za murem. Mimo że ich oprawca nie żyje, nadal są przekonane, że nie mają zalet, że są głupie, brzydkie, mało kobiece i źle ubrane. To prawda, że nie były idealne. Można im zarzucić wiele: że nie dbały wzorowo o dzieci, nie zawsze potrafiły zajmować się domem, często nadużywały alkoholu, nie miały przyjaciół i właściwie niczego w życiu nie osiągnęły. Tak widzi je sąd i tak same o sobie myślą. Dlatego na sali sądowej wypadają blado. Zaniedbane, nieumiejące się wysłowić albo milczące. Często brak im dowodów na to, że latami były poniżane, bite i gwałcone przez swoich partnerów, ponieważ większość z nich nie umiała szukać dla siebie pomocy na policji i w prokuraturze. A jeśli już tam trafiły, łatwo się zniechęcały. Najczęściej jednak nie zwierzały się nikomu ze swego losu. Ze strachu przed konsekwencjami i ze wstydu.
Gniew
Jedyny ślad po ich smutnej egzystencji to dzisiaj tomy akt w sprawie o zabójstwo i wzmianka w prasie. Zwykło się je nazywać kuchennymi zabójczyniami, bo większość z nich zabiła we własnym domu: w kuchni, pokoju lub w korytarzu. Ich ofiary to najbliżsi partnerzy, z którymi spędziły najczęściej po kilkanaście lat życia. Wyzwoliły się z opresji przeważnie za pomocą noża, ale czasem narzędziem zbrodni był też tasak, tłuczek do mięsa czy zwyczajny sznurek, który zarzuciły swemu katu, gdy zasnął zmęczony biciem i alkoholem. W jednym z uzasadnień do wyroku któryś z sędziów napisał: "przestępstwo kuchenne". I tak już zostało.
Ale nie to je drażni. Nie mogą pogodzić się z tym, że w uzasadnieniach wyroków sąd stwierdza: "działania z zamiarem pozbawienia życia". Większość z nich zapewnia, że nie chciały zabić. Tłumaczą, że działały w obronie własnej.
Beata, 57 lat, wykształcenie podstawowe, z zawodu kucharka. Tak zapamiętała dzień, który zmienił wszystko w jej życiu:
- Był lipiec. Upał. Dusił mnie na wersalce. Kiedy doszłam do siebie pamiętam, że siedziałam przy oknie. Usłyszałam, że ktoś jest w kuchni i że wyjmuje nóż ze stojaka. Pomyślałam, że już po mnie. Zajrzałam, a on cały zakrwawiony stał przy lodówce. Nawet nie wiem, czy to ja go zabiłam, bo często sam sobie zadawał rany. Ale w sądzie nikt mi nie wierzył.
Konkubenta Beaty nie udało się uratować. Ona na 10 lat trafiła do więzienia. Zostało jej jeszcze siedem. Opowiadając o swoich przeżyciach płacze i ucieka wzrokiem. Ma jasne włosy związane w kitkę i zniszczoną twarz. Dłonie trzyma na kolanach. Przez 15 lat była gwałcona, zamykana, kopana i wyzywana. Nikomu się nie zwierzała.
- Mówił, że utnie mi głowę i wyrzuci przez balkon. I żebym pomyślała o swoim synu - tłumaczy ze wzrokiem wbitym w podłogę. - Wiem, mój błąd, że go przyjmowałam z powrotem - dodaje.
Wewnętrzny krytyk
- Dla sądu są zabójczyniami, dla nas pokrzywdzonymi. W więzieniu nadal zachowują się jak ofiary. Wszystkie mają klasyczny syndrom kobiety maltretowanej. Wiele z nich było ofiarami przemocy już w dzieciństwie - mówi Marzena Piekarska z Zakładu Karnego w Grudziądzu, współtwórczyni eksperymentu więziennego, skierowanego dla kobiet - ofiar przemocy, które uśmierciły swoich oprawców i trafiły za kraty. Ponad 10 lat temu Piekarska postanowiła zrozumieć jedną z najbardziej ponurych stron ludzkiej natury: dlaczego ofiara przemocy domowej nie umie uciec od swojego kata i zachowuje się tak, jakby ból i cierpienie były sensem jej życia?
- To ubezwłasnowolnienie. Manipulacja ofiarą za pomocą bólu fizycznego i strachu. Nawet kiedy partner psychopata trafia w końcu do więzienia, ona pisze błagalny list, by go wypuścić, bo bez niego nie da sobie rady - mówi Piekarska.
- One naprawdę w to wierzą. Uważają, że są tak beznadziejne, że powinny być wdzięczne za to, iż ktokolwiek zechciał z nimi być. Nawet po latach mówią o sobie słowami swoich prześladowców - dodaje Katarzyna Graczkowska, specjalistka terapii uzależnień z grudziądzkiego Centrum Interwencji Kryzysowej, twórczyni autorskiego programu dla ofiar przemocy. Razem z Piekarską uruchomiły w więzieniu trzystopniowy program terapeutyczny, który sprawia, że kuchenne morderczynie z powrotem stają się normalnymi kobietami. Co ważne, wyposażone w terapii w wiedzę na swój temat i w umiejętności radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, mają małe szanse uwikłania się znowu w związek oparty na przemocy.[...]
Inne z kategorii
„Hola Hola” – nowy teledysk DAGADANA we współpracy z Niebieską Linią IPZ
28.03.2025
„Hola hola” – to opowieść o rozmowie matki z córką...
czytaj dalej
Październikowy numer „Niebieskiej Linii" już jest!
30.10.2025
Najnowszy numer „Niebieskiej Linii" już jest! Przekazujemy w Wasze ręce kolejne...
czytaj dalej

