Trzech weteranów

08.06.2007

Niebieska Linia nr 3 / 2007

Kim jest amerykański bezdomny weteran? Większość z nich walczyła w Wietnamie. Do wojska poszli, zanim zrozumieli, co to znaczy być mężczyzną. Zanim poznali trudy usamodzielnienia się, założenia rodziny i zabiegania o jej przyszłość. W wojsku nauczyli się zabijać, traktować wroga jak przedmiot, reagować szybko i bez namysłu, bo stawką jest życie. Nauczyli się wykonywać rozkaz bez względu na to, jak jest wydany. Nauczyli się znosić złe traktowanie i krzyki kaprala. Odpowiedzią na wszystko było: "Yes, Sir!".

Gdy wrócili, gazety pisały o nich jak o mordercach, którzy zabijali niewinne kobiety i dzieci. Prosto z dżungli i ognia wrócili do małych miasteczek, ulic małych domków, spokoju, ciszy i nieznanego jutra. Nie mówili, gdzie byli i co się z nimi działo. Nie było z kim. Nie było jak. Czy zabijali? Tak. Jak to przeżyli? Na narkotykach. Alkohol i heroina byli ich najlepszymi przyjaciółmi. Tam, w Wietnamie, pomogło. A teraz? W domu? W jakim domu? Nic już nie było takie same. Ci, co nie byli w Wietnamie, mieli już ułożone życie. Życie weteranów było tam, na wojnie. Kiedyś przeszli bardzo dobry trening przygotowujący ich do tego życia. Ale nie było żadnego treningu przygotowującego do życia w małym amerykańskim mieście, gdzie nie ma min i wroga czającego się za każdym drzewem.

Wielu weteranów nie rozumiało kraju, do którego wrócili. Nie rozumieli też siebie. Nie rozumieli powracających snów, w których każdej nocy ginął ich przyjaciel w Wietnamie. Lęku, który odczuwali w najbardziej spokojnym miejscu. Przerażenia podczas fajerwerków wybuchających z okazji święta 4 Lipca. Nie rozumieli, dlaczego inni traktowali ich z wyższością i ze współczuciem, skoro to oni byli bohaterami z Wietnamu. Przecież przeżyli! A może właśnie dlatego? Może powinni czuć się źle, że to nie oni zginęli. Przecież Ci, co zginęli, byli naprawdę wspaniali...

Tylko jeden przyjaciel ich nie zawiódł. Narkotyk. Heroina czyniła cuda. Dzięki niej każdy był w porządku. Wtedy wszystko było normalne i na miejscu. Żadnych pytań i niepewności. Po raz pierwszy po powrocie świat wydawał się taki jak zawsze i oni sami też. Lęk, uczucie zagubienia i zagrożenia znikały. "Tu i teraz" było w porządku. Heroina, marihuana, alkohol - w dowolnym zestawie i w dowolnej kolejności. W dowolnym czasie i w dowolnym miejscu.

Resztę czasu spędzali na zdobywaniu pieniędzy, na chwile poświęcane miłościom swojego życia - narkotykom. Co pewien czas, chwile przebudzenia, interwencja osób trzecich doprowadzały do prób odrzucenia nałogu. Ale wtedy stare upiory, często te najbardziej ukrywane, przychodziły i dusiły za gardło. I znów narkotyk, piwo, ucieczka od otaczającego świata. Tracili pracę, rodzinę, szacunek dla siebie... W końcu tracili dach nad głową. Powiększali armię amerykańskich bezdomnych weteranów.

Dzisiaj, gdy Stany Zjednoczone prowadzą nową wojnę, już wiemy, że trzeba popierać żołnierzy nawet wtedy, gdy nie popiera się wojny. Dzisiaj wracający z wojny żołnierz, jest bohaterem. Rząd Stanów Zjednoczonych poczuwa się do odpowiedzialności za weteranów wojen, które kiedyś prowadził. Powstało wiele programów, których zadaniem jest niesienie pomocy osobom, które jej potrzebują. Jednym z nich jest tzw. Grant and Per Diem Program, który polega na tym, że rząd wspiera finansowo wybrane organizacje cywilne, które zajmują się pomaganiem bezdomnym weteranom. Szpital Weteranów, finansujący taką pomoc, wysyła swoich pracowników tam, gdzie weterani znajdują opiekę i upewnia się, że każdy z nich jest odpowiednio traktowany.

W końcu lat sześćdziesiątych zdawałem m.in. egzamin z wojska i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Pytanie egzaminacyjne dotyczyło wojny w Wietnamie. Musiałem coś źle odpowiedzieć, bo dopiero wyjaśnienie, że czytałem tłumaczenia artykułów z prasy zachodniej w piśmie "Forum" jakoś uspokoiło wykładowców. Dzisiaj jako pracownik Szpitala Weteranów, powszechnie znanego w Stanach jako "VA", odwiedzam amerykańskich weteranów wojny w Wietnamie w różnych ośrodkach, tam gdzie znajdują schronienie i mogą poddać się terapii odwykowej. To właśnie od nich słyszę, jak było "tam", i jak było po powrocie do domu.

Weterani odróżniają się od innych uczestników programów odwykowych tym, że mają wpojoną troskę o swoich towarzyszy walki i czują się dobrze, gdy każdy dzień jest wypełniony zajęciami od świtu do nocy. Nie lubią chaosu i niepewności. Bazując na tej wiedzy, rozpocząłem w ramach programu Grant and Per Diem zajęcia terapeutyczne w specjalnych grupach tylko dla weteranów. Powiedzieli mi, że znacznie łatwiej im się otworzyć i zaufać, gdy wiedzą, że są wśród "swoich". Mimo że nie byłem w Wietnamie, wystarcza im to, że chcę im pomóc właśnie dlatego, że są weteranami. Moja historia sukcesu to historia kilku spotkań grupy z trzema weteranami w ramach jednego z bardziej znanych, zamkniętych programów odwykowych Cleveland.

John (imiona zmienione) był białym, silnym mężczyzną, który opowiadał o tym, jak alkohol wywoływał w nim agresję, która często kończyła się bójką lub więzieniem. Miał olbrzymie wyrzuty sumienia, że źle traktował swoją rodzinę i martwił się, że jego córka straciła dla niego szacunek. Podczas spotkań w grupie był bardzo aktywny i często przyjmował rolę przywódczą. Chciał być wzorowym przykładem "wyleczonego" alkoholika. David był nieśmiały, odzywał się tylko, gdy go pytano. Mówił wtedy szczerze, ale bez radości i bez nadziei, że coś się może zmienić w jego życiu. David też był biały, ale szybko okazało się, że fakt, iż jest Żydem, ma znaczący wpływ na jego życie i wychodzenie z uzależnienia od heroiny. James, czarny mężczyzna, był pełen złości na swoich braci (innych czarnych), że używają rasizmu jako usprawiedliwienia za wszystkie swoje grzechy. Przed odwykiem James zażywał kokainę. W grupie często bywał podniecony i do wszystkiego podchodził z pasją.

Zastanawiałem się nad wyborem tematu do pracy w tej grupie trzech budrysów. W końcu wybrałem mój ulubiony: uwewnętrzniona opresja. Najłatwiej poszło z Davidem. Spytałem, jak środowisko żydowskie traktuje Żyda, który "strzela sobie w żyłę"? Zaśmiał się. Już samo moje pytanie zabrzmiało dla niego humorystycznie. "Jak traktuje? Nijak. Nie ma takiego Żyda" - odpowiedział. "No jak to, przecież ty jesteś Żydem?". Od słowa do słowa okazało się, że David wstydzi się pokazać w domu rodzinnym i w środowisku, w którym się wychował. Wszędzie czuje się obco i nie zależy mu na niczym. Gdy zaczęliśmy rozważać, że może spotkałby się z rabinem, porozmawiał z matką i porozglądał się dookoła, jak żyją inni ludzie, wtedy zaczął słuchać z większą uwagą. W końcu uwierzył, że mówię poważnie i że on naprawdę ma takie wybory.

James długo nie mógł zrozumieć, że nie obwiniam czarnych o to, że wszędzie widzą rasizm. Po pierwsze, nie wierzę, żeby tak było. Na przykład James nie widzi wszędzie rasizmu. Widzi czarnych, którzy nie radzą sobie w życiu. A dlaczego tak wielu czarnych ma problemy z poradzeniem sobie w życiu? Zapytałem Jamesa o rodziców, o jego doświadczenia w Wietnamie i po powrocie stamtąd. I nagle zobaczyłem małego chłopca przestraszonego agresywnością pijanego ojca, żołnierza, który zawsze był wystawiany w pierwszej linii, bo nie bał się śmierci, weterana, którego nikt nie chciał przyjąć do pracy, bo ten niczego nie umiał.

Spędziłem kilka następnych tygodni na dyskusjach o tym, czym jest uwewnętrzniona opresja i jak wpływa na życie tych, którzy doznali opresji. Dzisiaj David opowiada mi o tym, jak chodzi do świątyni z matką, i o swoich odwiedzinach u krewnych. Mieszka jednak poza swoim środowiskiem. Wybrał dzielnicę, gdzie częściej może spotkać braci weteranów. To jest teraz jego środowisko. Jest Żydem, ale przede wszystkim jest trzeźwym weteranem, który chce wiedzieć, jak inni "swoi" żyją i co nowego u nich słychać. James chodzi do szkoły, chce być człowiekiem wykształconym, chce przerwać tradycję niemocy i beznadziei, które charakteryzowały jego dom rodzinny. Swoją energię zużywa na szkołę, pracę i pomoc innym weteranom.

No dobrze, czy historia Davida i Jamesa wystarczy na opis sukcesu w odbudowie życia dzięki pracy terapeutycznej? Dla Davida i Jamesa na pewno. A co z Johnem? Otóż John milczał. Gdy rozmawiałem z Davidem i Jamesem, wtedy John, który zawsze mówił najwięcej, milczał. Wreszcie spytałem: "Dlaczego milczysz? Myślisz, że jak jesteś silnym, białym mężczyzną, to już uwewnętrzniona opresja nie ma do ciebie dostępu?". Wtedy zapadła cisza. John popatrzył na mnie, na swoich braci i wolno powiedział: "A czy ty myślisz, że to tak łatwo najpierw w młodości nauczyć się praw ulicy, a potem przeżyć wojnę, więzienia, rozwód i ojcostwo, gdy jest się... gejem?!".

Z okazji świąt Bożego Narodzenia 2006 roku trzeźwi bezdomni w Cleveland wystawili sztukę w jednym z teatrów, który ciągle działa tam, gdzie dzisiaj mieszkają David, James i John, czyli w biednej dzielnicy dużego miasta. Przedstawienie było sukcesem nas wszystkich. Wszystkich, którzy pomagają bezdomnym weteranom. A największy sukces odniósł John. Na scenie. Jako aktor, który opowiedział swoje życie.

dr Ryszard Romaniuk - pracownik socjalny i terapeuta. Pracuje w Szpitalu Weteranów w Cleveland, Ohio.

Inne z kategorii

Tydzień pomocy osobom pokrzywdzonym

Tydzień pomocy osobom pokrzywdzonym

19.02.2024

Z okazji rozpoczynającego się tygodnia pomocy osobom pokrzywdzonym...

czytaj dalej
Konferencja z okazji 30-lecia Niebieskiej Linii IPZ – 26 marca 2025

Konferencja z okazji 30-lecia Niebieskiej Linii IPZ – 26 marca 2025

28.02.2025

czytaj dalej

Newsletter Niebieskiej Linii

Dołącz do biuletynu Niebieskiej Linii i otrzymuj wszystkie bieżące informacje o akcjach, szkoleniach, wydarzeniach oraz nowych artykułach.