ŻONOBÓJCA NIE ZDĄŻYŁ NA TERAPIĘ DO PSYCHOLOGA
Aktualności
Młyn w Gumienicach pod Gostyniem do dziś skrywa tajemnicę zbrodni, do której doszło jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Wiadomo, że 65-letni Zbigniew Z. zabił młodszą o kilkanaście lat żonę. Kilka razy uderzył ją obuchem siekiery w głowę. Jaki był motyw zbrodni?
- Zdarzenia na pewno nie można zakwalifikować jako przemocy w rodzinie - przekonuje Roch Waszak, prokurator rejonowy w Gostyniu. - To było zwykłe zabójstwo. Podejrzany nie przyznaje się do winy. Twierdzi, iż jedynie bronił się przed atakiem żony.
Tragedia nie miała świadków. Trzech dorosłych córek nie było wówczas w domu. Z ustaleń policji wynika, że między małżonkami nie dochodziło do poważniejszych kłótni. A przynajmniej funkcjonariusze nie byli nigdy wzywani do zażegnania awantury. Czyżby więc zbrodnia w afekcie? Zbigniew Z. nie chce mówić o szczegółach zdarzenia.
To żonobójstwo nie było jedyną taką zbrodnią w Wielkopolsce. Podobne zdarzenia odnotowano również w Środzie Wielkopolskiej i Trzemesznie. W obu przypadkach były tragicznym efektem nieporozumień między małżonkami czy psychicznego znęcania się.
Według specjalistów, o przemocy w rodzinie można mówić wtedy, gdy jest to proces rozłożony w czasie. Statystyki pokazują, że ten "proces" występuje w wielu rodzinach. W zeszłym roku, tylko w Poznaniu i powiecie poznańskim, policja była wzywana do zażegnania konfliktów rodzinnych aż 6800 razy. W 1500 przypadków założono tak zwane niebieskie karty, co oznacza, że podczas konfliktu doszło do użycia przemocy.
- Z doświadczenia wiem, że jesteśmy wzywani dopiero do którejś z kolei awantury - opowiada Sebastian Myszkiewicz z gostyńskiej policji, która wyjaśnia okoliczności tragedii w gumienickim młynie. - Zanim ofiara powiadomi kogoś o swojej sytuacji, najczęściej przez pewien czas w milczeniu znosi upokorzenia. Sprawca, najczęściej mąż, na początku przeprasza i obiecuje przysłowiowe złote góry. Potem następuje okres miodowego miesiąca. Ten czas względnego spokoju kończy się jednak i stare przyzwyczajenia dają o sobie znać - dodaje.
Ze statystyk wynika, że sprawcami są najczęściej mężczyźni. Do rękoczynów uciekali się przeważnie po wypiciu kilku głębszych. Ale używanie siły fizycznej to niejedyny sposób na upokorzenie małżonka. Równie bolesne może być psychiczne znęcanie się.
W zeszłym roku policja była wzywana między innymi do domu małżeństwa D. ze Środy Wielkopolskiej. Planowany rozwód poprzedzały awantury. Ona prowadziła znany w mieście salon fryzjerski, on "zarządzał" pieniędzmi. Agnieszka w opinii miejscowych była pracowita i znała się na swoim fachu, Jackowi z kolei w głowie były imprezy i inne kobiety. Od pracy raczej stronił. Lubił za to gadżety: drogie okulary czy firmowe spodnie. Zanim doszło do najgorszego - czyli zabicia Agnieszki, kobieta wyprowadziła się od męża. Wcześniej policja była wzywana do zażegnania rodzinnych awantur. Agnieszka zapowiedziała podział majątku. Chciała zostawić mężowi mieszkanie. Zakład fryzjerski zamierzała prowadzić na własny rachunek. Być może wizja utraty źródła utrzymania pchnęła Jacka do najgorszego.
W połowie grudnia ubiegłego roku 34-letnią Agnieszkę znaleziono martwą w lesie pod Środą Wielkopolską. Jej mąż był związany. Przekonywał policjantów, że oboje zostali uprowadzeni. W lesie przebywał także ich syn. To on zadzwonił na policję. Twierdził, iż ktoś porwał rodziców. Gdy później próbowano go przesłuchać, nie chciał mówić o szczegółach. Był pod dużym wpływem ojca, u którego mieszkał po wyprowadzce matki. Miał z nią jednak częsty kontakt. Zakład fryzjerski mieścił się pod mieszkaniem skłóconych małżonków.
Jacek D. przebywa w areszcie i czeka na proces. Za zabicie żony grozi mu dożywocie. Oprócz niego zarzuty postawiono jego przyjaciółce oraz ojcu. Kobieta miała pomagać w zabójstwie. Ojciec pomagał z kolei ukrywać dowody zbrodni.
- Z analizy rozmaitych faktów wynika, że tej zbrodni nie popełniono w afekcie, lecz została zaplanowana - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Sprawcy najczęściej jednak nie przyznają się nie tylko do planowania czegokolwiek, ale wręcz zaprzeczają, by zrobili coś złego. A gdy dochodzi już do tragedii, umniejszają swoją rolę.Żonobójca z Trzemeszna - do tej tragedii doszło pod koniec listopada - twierdził, że nóż w plecach jego żony znalazł się ... przypadkowo. Doszło do kłótni, a on ponoć jedynie rzucił nożem w jej kierunku. Pechowo trafił prosto w serce.
Prokuratorzy z Gniezna, którzy prowadzą śledztwo w tej sprawie, nie uwierzyli w tę historię. Podejrzewają, że celowo zabił żonę. Być może do zdarzenia w ogóle by nie doszło, gdyby mężczyzna wyprowadził się z domu. Krótko przed zabójstwem pytał urzędników o nowe lokum dla siebie. Chciał opuścić mieszkanie zajmowane przez bliskich i żyć samotnie. Powodem były małżeńskie awantury oraz alkohol. Sytuacji nie poprawiała także panująca w ich domu bieda.
Przemoc, do której posuwają się sprawcy, to najczęściej w ich ocenie najlepszy sposób na załatwienie sprawy. Jak przekonuje Renata Durda, szefowa Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" (placówka Instytutu Psychologii Zdrowia), siłowe rozwiązania stosują różne osoby. Bez względu na poziom wykształcenia, status społeczny czy materialny. Pod tym względem to zjawisko egalitarne.
- Sprawcy używają siły fizycznej, bo bardzo często nie znajdują innego sposobu na realizację własnych zamierzeń. Swój autorytet budują na sile. Zmuszają domowników do robienia tego, na co oni mają ochotę - podkreśla Renata Durda.
Pogotowie "Niebieska Linia", które zaczęło działać w połowie lat dziewięćdziesiątych, na początku odbierało telefony przede wszystkich od samych ofiar. Z czasem coraz częściej zaczęli dzwonić świadkowie przemocy. W zeszłym roku prawie co drugie zgłoszenie pochodziło właśnie od świadka. Wniosek jest prosty: jako społeczeństwo wykazujemy się coraz większą wrażliwością.Jednak zgłoszenie to dopiero początek drogi do rozwiązania problemu. Proces "wychodzenia z przemocy" może potrwać nawet kilka lat. Po interwencji, w wyniku której dochodzi do oddzielenia sprawcy od ofiary, następuje etap zażegnywania kryzysu. Obie strony mogą dojść do wniosku, że spróbują naprawić swój związek lub też decydują o rozstaniu. Ostatni etap to terapia. Ona trwa najdłużej. Znacznie trudniej podjąć ją sprawcom.
- Nikt nie lubi wyzbywać się skutecznych zachowań, a stosowanie przemocy daje przecież szybkie efekty. Taki punkt widzenia przyjmuje sprawca - dodaje Renata Durda.
Sprawcy podejmują terapię najczęściej z przymusu. Wolą leczenie niż na przykład pobyt w więzieniu. Mobilizująco działa także perspektywa rozpadu związku i utraty rodziny. Ostatnie tragiczne przykłady z Wielkopolski, kiedy to mężowie zabijali swoje żony, pokazują jednak, że na terapię czasami może być po prostu za późno.
Inne z kategorii

Grupa dla dzieci/młodzieży
24.01.2024
Zapraszamy do udziału w warsztatach umiejętności psychospołecznych. Udział dziecka uwarunkowany jest...
czytaj dalej
Międzynarodowy Dzień Ofiar Przestępstw
22.02.2024
Dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Ofiar Przestępstw. Reagowanie...
czytaj dalej