GWAŁT NA RANDCE
Aktualności
Określenia "gwałt na randce" (date rape) użyły jako pierwsze amerykańskie pisma dla kobiet na początku lat 80. ubiegłego wieku. Niedługo potem fenomen ten, mający charakter bardziej kulturowy niż kryminalny, stał się obsesją mediów. Z amerykańskich kampusów błyskawicznie trafił do Hollywood. Pojawiał się nawet w lekkich filmach dla nastolatków, takich jak "Powrót do przyszłości" czy "Śmiertelne zauroczenie".
Zwrot "date rape" został przeszczepiony na grunt brytyjski w latach 90., głównie za sprawą jednego z frapujących wątków serialu "Brookside". Od tego czasu stosowany był w niezliczonych historiach z pierwszych stron gazet i dotyczył praktycznie wszystkich – od piłkarzy po prawników.[...]
Na początku lat 90. Martin Amis, angielski pisarz i eseista, podczas rozmowy ze studentami z Princeton pozwolił sobie na następujący żart: – Według mnie można zmienić zdanie przed, w trakcie, ale nie po stosunku.
Nie jestem pewna, czy dziś mógłby powiedzieć to samo. W 1994 roku ukazała się książka Katie Roiphe "The Morning After". Autorka poddała w wątpliwość zakres tego, co rozumiano jako gwałt na randce, za co była w jednakowym stopniu chwalona przez jednych i szkalowana przez innych. "Zgadzamy się, że gwałt to straszna rzecz, ale nie jesteśmy jednomyślni co do tego, czym jest gwałt" – pisała Roiphe. "Istnieje szara strefa, w której to, co dla jednej osoby jest gwałtem, dla innej może być nieudaną nocą. Definicje giną w plątaninie namiętnych batalii ideologicznych".
Psycholog Cherry Potter uważa, że medialna obsesja na punkcie gwałtu na randce wynika właśnie z istnienia owego szarego obszaru. – Jest to element wzajemnego strachu między płciami. Kobiety boją się, że zostaną zdominowane, a mężczyźni, że wpadną w pułapkę – tłumaczy Potter.
Miranda Horvath, wykładowca psychologii sądowej na Uniwersytecie Middlesex, nie lubi określenia "gwałt na randce". Jej zdaniem umniejsza ono autentyczny strach kobiety i skłania do bagatelizowania problemu i traktowania go wyłącznie w kategoriach "nieudanej nocy".
– Połączenie słów: "gwałt" i "randka" może sugerować, że mamy do czynienia z czymś dobrowolnym i romantycznym. Tymczasem gwałt dokonany przez osobę znaną ofierze nie ma nic wspólnego z romantyzmem ani przyzwoleniem – przekonuje Horvath.
Termin "gwałt na randce" uświadomił nam, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, iż gwałcicielem jest znajomy. To samo dotyczy wielu innych przestępstw, jak choćby zabójstwa, a mimo to nie mówimy o "morderstwie na randce". Gwałt jest o tyle wyjątkowy, że ściśle wiąże się z zagadnieniem zgody.
– W pewnym sensie wprowadzenie pojęcia gwałtu na randce było pożyteczne – mówi Horvath. – Wniosło zmianę w sposobie rozumienia gwałtu, który do tej pory był czymś, co zdarza się bardzo rzadko: obcy wyskakujący z krzaków. Jednak użycie słowa "randka" pomniejsza wagę problemu. Stale podważa się wiarygodność kobiet – twierdzi Horvath. Nie ma przy tym wątpliwości, że rzeczywista liczba gwałtów jest większa niż wskazują statystyki. Jej zdaniem istnieją przekonujące dowody na to, że w przypadku wielu kobiet ujawnienie prawdy o gwałcie spotyka się z podejrzliwością.
– Ale przecież na tej samej zasadzie mężczyźni obawiają się, że zostaną wrobieni w gwałt – zauważam.
– Tyle że męski strach, że kobieta zastawia sidła w postaci oskarżenia o gwałt, jest nieracjonalny. To są bardzo rzadkie sytuacje. Tymczasem w przypadku zgwałconej kobiety prawdopodobieństwo, że nikt jej nie uwierzy, jest stosunkowo duże – odpowiada Horvath.
Nie wszyscy podzielają ten punkt widzenia. Cheryl Thomas, profesor nauk sądowych z University College London, ukończyła niedawno obszerny raport na temat przypadków gwałtu rozpatrywanych przez brytyjskie sądy. Z danych tych wynika, że twierdzenie, iż sędziowie nie wierzą kobietom, które oskarżają znajomego o wymuszony kontakt seksualny, jest mitem.
– Powszechnie uważa się, że w sprawach o gwałt nie dochodzi do skazania oskarżonego z powodu stronniczego traktowania ofiar przez sędziów. Nie znaleźliśmy żadnych dowodów na poparcie tej tezy. Co jakiś czas słyszymy, że zaledwie w 6 do 10 proc. spraw o gwałt zapada wyrok skazujący. Takie liczby miałam w świadomości, kiedy zaczynałam badania. Tymczasem statystyki wskazują jednoznacznie: większość, bo 55 proc. postępowań dotyczących gwałtu kończy się skazaniem – mówi Thomas.
– Zarzuty, że sędziowie nie wierzą ofiarom tak zwanych gwałtów na randce są niesprawiedliwe. W rzeczywistości inne poważne przestępstwa, jak ciężkie uszkodzenie ciała, nieumyślne spowodowanie śmierci czy groźba zabójstwa, mają znacznie niższy wskaźnik wyroków skazujących. Przyjmuje się, że w wielu z tych przypadków ów niski współczynnik wynika z faktu, że sędziowie muszą ocenić stan psychiczny napastnika bądź ofiary, co nie jest łatwe. Ale równie niewdzięczną rolą jest ocenienie kwestii zgody w sprawach o gwałt – tłumaczy profesor. Z jej analizy wynika także, że wbrew powszechnej opinii sędziom trudniej jest w takich przypadkach rozstrzygać wątpliwości na korzyść oskarżonego.
Autorka: Helen Rumbelow
Cały artykuł na stronie: http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/gwalt-na-randce,1,4093380,kiosk-wiadomosc.html
Inne z kategorii

Wsparcie dla osób pokrzywdzonych przestępstwem w Ośrodkach Funduszu Sprawiedliwości
21.02.2024
Obecnie w całej Polsce działa 305 miejsc świadczenia pomocy finansowych...
czytaj dalej
Zostań KONSULTANTEM(-TKĄ) na czacie w całodobowej Poradni On-Line 116sos.pl
19.12.2024
REKRUTACJA ZOSTAŁA ZAKOŃCZONA
Niebieska...
czytaj dalej