PLUCIE SŁONECZNIKIEM WZBUDZA ZAUFANIE
Aktualności
Zna takie dzieci z Katolickiej Fundacji Dzieciom, która przy parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Katowicach prowadzi świetlicę socjoterapeutyczną. Ks. Wójcicki służy tu od 11 lat. Domy takich dzieci odwiedza na kolędzie. - Bieda, często zawiniona. Rodzice nie pracują, bo po co, skoro można utrzymać się z zasiłków. Dzieci biorą przykład, nie chodzą do szkoły. Ulica to przedłużenie ich podwórka. W domu nie ma co jeść i jest nudno.
Problem dzieci ulicy w Katowicach "Gazeta" nagłośniła zeszłej zimy. Pisaliśmy o uciekinierach z domów dziecka. Urzędnicy nie mogli sobie z nimi poradzić. Po złapaniu uciekali z powrotem.
Pytaliśmy wtedy o doraźną pomoc dla bezprizornych, żeby nie umarli z głodu i przemarznięcia. Dopiero w czerwcu Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zdecydował się rozpocząć pedagogikę ulicy w śródmieściu. Ogłosił konkurs dla organizacji pozarządowych na prowadzenie punktu streetworkerów. Ofertę złożyła tylko Katolicka Fundacja Dzieciom. Jej główną zaletą była siedziba w centrum Katowic.
Fundacja dostała 30 tys. zł na pół roku działalności, ale Małgorzata Trzęsimiech, dyrektorka MOPS-u, zapewnia, że przedłuży jej umowę na cały 2008 rok.
Streetworkerzy ks. Wójcickiego osiągnęli sukces - ściągnęli do fundacji dziesiątkę dzieci. Ksiądz jest dumny zwłaszcza z 14-letniej dziewczynki. - Ona trzykrotnie uciekała z bidula. A teraz jest codziennie w świetlicy, chodzi do szkoły. Wywalczyliśmy również w sądzie zmianę decyzji. Dziewczynka wróciła do domu rodzinnego.
Jak to się udało? Ks. Wójcicki mówi, że streetworker musi działać niestandardowo. Sam się tego nauczył, prowadząc słynny Kabaret Absurdalny, w którym grali aktorzy niepełnosprawni umysłowo.
- Głowiliśmy się, jak podejść, co powiedzieć. Okazało się, że najlepiej jest po prostu przywitać się, spytać, co tu robią, jak im pomóc. Może kupić coś do jedzenia, do picia? - opowiadają streetworkerzy.
Nie chcą pokazywać twarzy, podawać nazwisk. Szczegółowych relacji nie zdają nawet w ośrodku pomocy. - Muszą pozostać swojscy dla dzieci. To ostatni dorośli, którym te dzieci zaufały - tłumaczy ks. Wójcicki.
Dzieci ulicy są solidarne wobec siebie, jedno za drugim poszłoby w ogień. Kłamią, żeby się chronić. Dla obcych wulgarne, budzą agresję.
- Z początku były spłoszone, bały się, że jesteśmy z policji. Po kilku spotkaniach oswoiły się. Jaka to była satysfakcja, kiedy same zaczęły do nas podchodzić.
Streetworkerzy siadają na ławkach, na schodach i czekają. Czasami zmokną, zmarzną i nikt nie przyjdzie. W wakacje codziennie zjawiały się inne dzieci, z różnych miast. Teraz mają stałą grupę.
Zaczynają od gorącej zupy, a potem gry. W gumę, w piłkę, w karty, w plucie słonecznikiem. Tę ostatnią zabawę podpatrzyli u dzieci. Pluły w ludzi na dworcu, teraz robią to obok na skwerze. Kto najdalej plunie, dostaje w nagrodę batonik.
Dzieci otwierają się, zaczynają opowiadać: "Tata zapił, boję się, że będzie bicie." Albo: "Marzę, żeby tatuś wrócił z więzienia".
A w świetlicy fundacji jest codziennie ciepły posiłek i można zagrać w ping-ponga. Streetworkerzy proponują: "Chodź. Nie masz dość zimna i walki o jedzenie?".
Inne z kategorii

Daniel Przygoda powołany do Zespołu Monitorującego do spraw Przeciwdziałania Przemocy Domowej
09.01.2024
Z dumą informujemy, że nasz prawnik Daniel Przygoda został powołany do Zespołu Monitorującego do...
czytaj dalej