Przepraszam, czy tu biją?

08.06.2003

Niebieska Linia nr 3 / 2003

Czy polskie prawo pozwala nauczycielom bić uczniów?

Zapisy konstytucyjne są w tej kwestii jednoznaczne: nikt niemoże być poniżany, poddawany torturom; zakazuje się też stosowania karcielesnych.

 

Któregoś wieczoru zadzwonił do mnie kolega, nauczyciel, zktórym pracowałam kiedyś w szkole dla młodzieży zagrożonej narkomanią. Byłprzerażony – w szkole podstawowej, do której chodzą jego dzieci, nauczycielomwolno bić dzieci. Pani dyrektor, do której poszli na skargę rodzice ukaranego wten sposób ucznia, potraktowała ich twardo: szkoła jest renomowana, a jestdobra dlatego właśnie, że tu nie pobłaża się żadnym wykroczeniom. Kary fizycznesą – i będą stosowane – bo ich skuteczność jest dowiedziona. Jeśli komuś nie podobasię system wychowawczy – droga wolna. Może przenieść dziecko do innej szkoły.

Tydzień wcześniej, w młodzieżowym telefonie zaufania,rozmawiałam z ojcem chłopaka, który "dostał w zęby" od nauczyciela, który tąmetodą "szybko i skutecznie" rozdzielał dwóch bijących się na korytarzu uczniówgimnazjum. Traf chciał, że ten, który dostał, to była ofiara "fali", którawłaśnie "pękła" i postanowiła nie dać się tym razem doprowadzić do łazienki,gdzie miała po raz kolejny uczestniczyć w nader ciekawych dla starszychchłopców eksperymentach z wykorzystaniem muszli klozetowej. Starszy chłopiec wzęby nie dostał, bo... był starszy.

Kiedy podwójnie poszkodowana ofiara, trzymając się zaszczękę i głośno płacząc, usiłowała coś bełkotliwie powiedzieć, nauczyciel ryknął,budząc aplauz stojących wokół uczniów wyższych klas: "Do starszych zaczynasz,szczeniaku!?". Może i niegramatycznie, ale za to jakże pouczająco.

Nauczyciele muszą bić

Następnego dnia rozsierdzony ojciec poszkodowanego przyszedłporozmawiać z wychowawczynią. Sądził, że przekonanie jej, że to nauczycieluderzył ucznia, będzie najtrudniejszą kwestią. Mylił się. Pani była w tematwprowadzona, nie trzeba jej było udowadniać, że jej kolega uderzył. Wszystkowiedziała "z pierwszej ręki", to znaczy od samego nauczyciela, który zaraz pozajściu skontaktował się z nią, aby przekazać, że jej uczniowi (temu pobitemu)należy obniżyć ocenę z zachowania za bójkę w szkole. Nauczycielka nie chciałasłuchać wyjaśnień ojca. Pedagog w ogóle nie chciał rozmawiać w tej sprawie. Adyrektor był oburzony stwierdzeniem, że w jego szkole jest "fala". Bzdura. Niema żadnej przemocy, bo nauczyciele mają obowiązek reagować natychmiast i bardzoostro. Tak, jak to miało miejsce w przypadku bójki wywołanej przez syna. W zębydostał słusznie, ocenę też będzie miał obniżoną, bo mu się to należy.Nauczyciele muszą bić, bo sami czują się zagrożeni przez uczniów. Bandytyzmusię nie toleruje.

Tradycja bicia

Miesiąc przed tą rozmową przypadkiem usłyszałam w autobusiefragment rozmowy dwóch kobiet: w szkole, do której chodzą dzieci jednej z nich,zapowiedziano na wywiadówkach, że w związku z demoralizacją uczniów,nauczyciele będą stosowali kary fizyczne. Tak postanowiła rada pedagogiczna.

Słuchając tego, przypomniałam sobie wakacyjną rozmowę zpewnym młodym studentem. Jego znacznie młodszy brat chodził do szkołypodstawowej, w której również poinformowano rodziców, że "będzie się biło".Rodzice natychmiast podzielili się na dwa obozy: jedni zareagowalientuzjastycznie, drudzy twierdzili, że bić w ogóle nie należy. Dyskusja byłaostra, obie strony wysuwały rozmaite argumenty. Mama mojego rozmówcy napoczątku nie zajęła stanowiska, uważnie wsłuchiwała się w argumenty obu stron.Już się zaczęła przychylać do poglądów stronnictwa "twardej ręki", kiedydotarło do niej, że najwięcej ma w nim do powiedzenia były policjant, wyrzuconyz pracy za pobicie po pijanemu zatrzymanego. W dodatku wszyscy wiedzą, że odlat stosuje przemoc wobec własnej rodziny. Policjant przytoczył stary jak światargument: "Mnie nauczyciele lali i wyrosłem na porządnego człowieka". Tozmroziło wahającą się mamę. Rodzina debatowała przy różnych okazjach, ale nieudało jej się wypracować jednoznacznego stanowiska.

Postawa rodziców

Wygląda na to, że niezdecydowanych rodziców jest najwięcej.To najczęściej ci, którzy w domu biją dzieci "umiarkowanie" (cokolwiek by tomiało znaczyć) i tylko wtedy, kiedy "sytuacja bezwzględnie tego wymaga". Sąjednak między niezdecydowanymi i tacy, którzy co prawda sami nie stosują wobecswoich dzieci przemocy, jednak uważają, że oprócz grzecznych dzieci, do szkołychodzi tzw. margines, do którego nie przemawiają żadne zwyczajne metodywychowawcze, więc być może danie nauczycielom prawa do "przemawiania do nich wjęzyku, który są w stanie zrozumieć", czyli języku siły, poprawi sytuację wszkole. Jednak wahają się, bo "być może", ale nie "na pewno"...

Krzysztof Brzeziński z Biura Rzecznika Praw Dziecka,opowiada o jeszcze jednym typie postaw rodziców. Jego zdaniem – najgorszym.

Bywa, że rodzice tzw. trudnych uczniów wzywani do szkoły,wysłuchują nauczyciela, a potem skracają rozmowę "odbijając piłeczkę" zpowrotem na stronę szkoły. Przez chwilę narzekają na złe zachowanie swojegodziecka, a potem stwierdzają: "Pan mu przyłoży – ja pozwalam!". I teraz niechsię martwi nauczyciel. Niech sobie radzi.

Tylko konkrety

Alicja Gryczyńska, pedagog szkolny z warszawskiej Pragi, znatakie przypadki z własnej praktyki. I uważa, że wbrew pozorom praca z takimrodzicem jest całkiem łatwa. Jedną trudność bowiem już mamy pokonaną: jestjasne, że rodzic stosuje w domu kary fizyczne. Kiedy pytamy ich o to wprost,nie chcą się przyznać, zaprzeczają.

Z takimi rodzicami rozmawiamy o konkretach. "Pan stosujetaką metodę, bo niektórzy mówią, że jest skuteczna. Ale proszę zobaczyć, jakiesą efekty: pyskuje, przeszkadza na lekcjach, pali papierosy. Przy panu przezchwilę się hamuje, ale w szkole odreagowuje". –W jak najprostszy sposób staramsię pokazać, że bicie się nie sprawdziło – mówi Alicja Gryczyńska – Nieosądzam, unikam ideologii. Tylko konkret. W końcu mówię, że to biciedoprowadziło do problemów. I proponuję pomoc. Na początek próba z motywacjąpozytywną. "Proszę spróbować pochwalić. Nawet za drobiazg. Czasami trzeba się ztym namęczyć. Ale warto". To prawie nigdy nie zawodzi w przypadku rodziców,którzy najzwyczajniej nie znają innych metod, w ich rodzinie się biło, to i onimuszą bić, bo jak inaczej mieliby wychowywać dziecko? Gorzej z tymi, którym nadziecku nie zależy albo z klasycznymi sprawcami przemocy. Ale najgorzej jestwtedy, gdy nauczyciele włączają się w krąg przemocy otaczającej dziecko.

Co na to prawo?

Szkoła musi działać w granicach prawa. A prawo jest w tymprzypadku stanowcze. Europejska Konwencja o Prawach Człowieka stwierdza: Niktnie może być poddany torturom ani nieludzkiemu albo poniżającemu traktowaniulub karaniu. Konwencja nakazuje podjęcie wszelkich możliwych kroków dla ochronydzieci przed wszelkimi formami przemocy fizycznej. Wszelkie formy, to równieżte, które wiążą się ze stosowaniem kar. Mamy zrobić wszystko, by rodzicezrezygnowali z dyscyplinowania dzieci przy pomocy bicia, by wybierali metodyskuteczniejsze i pozbawione "skutków ubocznych". A nauczyciele? Czy polskieprawo pozwala im bić uczniów? Ten problem rozwiązano w Konstytucji RP: Nikt niemoże być poddany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemutraktowaniu i karaniu. Zakazuje się stosowania kar cielesnych. Zwolennicy"twardej ręki" szukają jakiejś furtki, która pozwoli im ominąć konstytucyjnezakazy.

Coraz częściej mówi się, że szkołom potrzebne jestrozporządzenie, umożliwiające nauczycielom stosowanie tzw. przymusubezpośredniego. Długo nie mogłam pojąć, czego chcą mówiący o tym nauczyciele.Miałam wrażenie, że mówią o kilku rzeczach równocześnie, a ja nie mogę się zorientować,w którym momencie, o której. W końcu zrozumiałam.

Przymus bezpośredni

Rozmawiałam z wicedyrektorem szkoły, która ogłosiła, że"będzie biła". Na szczęście jeszcze nie zaczęła, bo nie było okazji. Po długieji burzliwej dyskusji, "przymuszony, ale nie przekonany" dyrektor, wybuchnął:"Pani nie zdaje sobie sprawy, jaka teraz jest młodzież! Szkoły stają sięniebezpiecznym miejscem. Musimy mieć środki, by nad tym zapanować. Państwo musinam dać możliwość stosowania takich kar, które są skuteczne. Tymczasem kiedy mymówimy o zarządzeniu o stosowaniu przymusu bezpośredniego, całe liberalnetowarzystwo jest przeciw". "O jakie zarządzenie panu chodzi?" "O takie, jakiemają poprawczaki. Nikt sobie nie zdaje sprawy, że my mamy te same dzieci, któresą w poprawczakach. One u nas czekają na sprawę sądową, a potem na miejsce wzakładzie". Trochę to przesadzone twierdzenie, ale postanowiłam tym razem niedać się zepchnąć na manowce. "Czytał pan to rozporządzenie?" Nie czytał.

Rozporządzenie to istotnie jest bardzo ważne dla placówekzajmujących się zdemoralizowaną młodzieżą. To są placówki, do którychwychowanek nie trafia z własnego wyboru. Tam czuje się zniewolony, a to rodzibunt. Wielu wychowanków nawykło do przemocy i nie wyobraża sobie innych metodzałatwiania własnych spraw. To wszystko sprawia, że konflikty, które tamwybuchają, mają bardzo groźny przebieg. Pracownicy muszą interweniować, boinaczej mogłoby dojść do tragedii. Zdarza się, że muszą obezwładniać,przytrzymywać, izolować. Ale kiedy stosuje się siłę fizyczną, bardzo łatwoprzekroczyć wąską granicę między działaniem koniecznym a przemocą.

Rozporządzenie bardzo szczegółowo ustala, jak daleko mogąsię posunąć pracownicy tych placówek w chwilach zagrożenia czyjegośbezpieczeństwa lub dla zapobieżenia ucieczce. Chodzi o to, by wyraźnieoddzielić środki dopuszczalne od niedopuszczalnych. Repertuar tych pierwszychjest bardzo wąski. I na pewno nie ma tam nic, co zadowoliłoby pana dyrektora.

Po tej rozmowie jeszcze raz przeczytałam rozporządzenie, próbującocenić, co z jego rozwiązań mogłoby przydać się w szkole. Bo "życie szkoły –szkołą życia", jak mawiał mój kolega. Wszystko, co zdarza się gdziekolwiek,prawie na pewno zdarzy się też w szkole. Znalazłam niewiele. Ale coś jednakmoże się przydać.

W szkole, nawet podstawowej, zdarzają się bójki, w czasiektórych któreś z dzieciaków wpada w szał – kompletnie się zatraca, jest gotowewalczyć do upadłego, bez względu na konsekwencje. Przebieg i skutki sągroźniejsze w sytuacji, kiedy dziecko ma "doświadczenie bojowe" i – co naszczęście zdarza się w szkołach stosunkowo rzadko – jest uzbrojone w nóż,kastet lub łańcuch. Kiedy w taką desperację wpada grzeczny, długo maltretowanydzieciak, nie mający wprawy w walce wręcz, z reguły jest ona chaotyczna, a on samnie jest w stanie skrzywdzić przeciwnika. Jednak bez względu na uczestnikówwalki, nauczyciele mają obowiązek niezwłocznie ją przerwać.

Inni nauczyciele

Przytoczę historię z czasów, kiedy chodziłam do podstawówki.W szatni siedziało trzech chłopaków. Coś między nimi zaszło, bo nagle jeden znich wyciągnął nóż i rzucił się na pozostałych. Ranni rzucili się do ucieczki,on za nimi. Zabrzmiał dzwonek i z klas wybiegli uczniowie. W gęstniejącymtłumie rozbawionych dzieciaków przepychali się uciekający i... zdesperowanychłopak wymachujący nożem. Biegnące w różnych kierunkach dzieci, wpadały nauzbrojonego, coraz bardziej tracącego kontrolę nad sobą, starszego chłopca.Nauczyciele zareagowali natychmiast. Samego obezwładniania nie widziałam.Jednak wieść o "nadzwyczajnej akcji" dotarła do nas szybko. Po szkole krążyłyróżne wersje zdarzenia. Nagabywani nauczyciele odpowiadali krótko i zwięźle: "Aco was to obchodzi?" Jeśli już rozmawiali z nami na temat tej awantury, togasili nasze próby roztrząsania przebiegu zajścia, a skupiali się na fatalnychskutkach noszenia do szkoły noży, braku panowania nad sobą itd. Robiliwszystko, żeby nie podgrzewać sensacji. Nikomu nie przyszło do głowy, byroztrząsać z uczniami, z jaką zdemoralizowaną młodzieżą muszą pracować.

Czterdzieści lat temu nauczyciele bili: małe dzieciakidostawały klapsy, starsze – linijką albo drewnianym piórnikiem po rękach,czasem podręcznikiem po głowie. I to uważano za problem. Musieli się z tymkryć, bo wiedzieli, że prawo nie zezwala na stosowanie w szkole kar fizycznych.W 1969 roku wypowiedział się na ten temat Sąd Najwyższy: "Wymuszenieprzestrzegania wewnętrznych przepisów porządkowych (regulaminów, statutówitp.), wydawanych przez zakłady, instytucje lub organizacje w zakresie swegodziałania, w drodze stosowania środków przymusu osobistego (np. siłyfizycznej), jest dopuszczalne tylko wtedy, gdy zezwalają na to stanowiące wyrazwoli państwa normy prawne. Żaden przepis wydany na użytek wewnętrzny nie możestanowić inaczej, wbrew obowiązującemu w państwie prawu (...), w zakresie zaśdotyczącym nauczania i wychowania w szkołach obowiązujące przepisy nieuprawniają do stosowania wobec uczniów siły fizycznej".

Dziś, kiedy prawo wyraźnie zakazuje bicia uczniów, wieleszkół próbuje omijać te zakazy i organizować życie szkoły wokół własnych reguł,w myśl których większy będzie mógł "skarcić" mniejszego. Oczywiście w imięochrony zasad i poszanowania prawa. Czyli jak zwykle u sprawców przemocy.

L.B.

Inne z kategorii

INSTYTUT PSYCHOLOGII ZDROWIA Polskiego Towarzystwa Psychologicznego zaprasza na szkolenia

INSTYTUT PSYCHOLOGII ZDROWIA Polskiego Towarzystwa Psychologicznego zaprasza na szkolenia

03.02.2023

W imieniu INSTYTUTU PSYCHOLOGII ZDROWIA Polskiego Towarzystwa Psychologicznego zapraszamy na szkolenia...

czytaj dalej
Mural w siedzibie Niebieskiej Linii

Mural w siedzibie Niebieskiej Linii

28.09.2023

czytaj dalej

Newsletter Niebieskiej Linii

Dołącz do biuletynu Niebieskiej Linii i otrzymuj wszystkie bieżące informacje o akcjach, szkoleniach, wydarzeniach oraz nowych artykułach.